ECS Europejskie Centrum Solidarności – muzeum na miarę XXI wieku.
Dlaczego? Zwiedzenie wystawy może zająć godzinę, a równie dobrze może zająć cały dzień. Wszystko to dzięki połączeniu autentycznych przedmiotów z informacjami dostępnymi dopiero po dotknięciu wszechobecnych ekranów. Na powierzchni około trzech tysięcy metrów kwadratowych pierwszego i drugiego piętra widzisz świat realny, a jeśli chcesz, widzisz historię za pomocą multimediów. Eksponaty historyczne, a obok projekcje przestrzenne i elektroniczne: zdjęcia, wycinki prasowe, filmy, dokumenty, biogramy, kalendaria, mapy. Jedni docenią dotknięcie prawdziwego kasku stoczniowca, inni porównają lub uporządkują sobie w głowie wspomnienia z tamtego okresu, młodzi zaś zobaczą filmik z kawałkiem historii, wcale nie tak odległej i zdziwią się na widok kartki na mięso.
Sale przeznaczone na wystawę zatytułowano: „Narodziny Solidarności”, „Siła bezsilnych”, „Solidarność i nadzieja”, „Wojna ze społeczeństwem”, „Droga do demokracji”, „Triumf wolności” oraz „Sala im. Jana Pawła II”. Detale, wykończenie ekspozycji i fakt, że… wszystko działa (w odróżnieniu od ekranów multimedialnych na wystawie interaktywnej Ludzie-statki-porty również w Gdańsku), upewniają zwiedzającego, że to miejsce ważne dla gdańszczanina i Europejczyka. Nad wystawą pracuje zespół ECS, a jej aranżacją zajmuje się Studio 1:1 (kliknij na wizualizację).
Są w internecie głosy że to zafałszowany wizerunek, że za dużo disneylandu, że pompatycznie… Z mojego graficznego punktu widzenia nie mam nic do zarzucenia temu miejscu, chylę czoło przed rozmachem inwestycji. Że nieprawdziwe i nieoddające ducha tamtych czasów – nie biłem się z zomowcami, bo byłem za młody. Że niepotrzebne – po moich dzieciach nie było tego widać, że są wystawą znudzone.
Myślę sobie, że jedni budują, inni burzą, a jeszcze inni marudzą i są wiecznie niezadowoleni. Tym ostatnim szczerze współczuję.